Nie zgadzam się zarówno z opiniami negatywnymi, jak i pochlebnymi. Moim zdaniem trudno porównać Wielkie nadzieje z Ethanem Hawke i Gwyneth Palttrow do obecnego filmu. atutami obecnej wersji są postaci drugoplanowe, angielski pejzaż i próba przybliżenia oryginału. niestety, to co film osłabia to główni bohaterowie, Holliday jest zbyt sztuczna i za mało efektowna, mimo urody. Miałam wrażenie, że gra tak jakby nie wierzyła, ze jest w stanie zniszczyć komuś życie. Co do Jeremy'ego to miły chłopak i starał się bardzo, ale również jst zbyt sztywny, jakby grał kogoś kogo nie rozumie.
Generalnie mogę film polecić trezm kategoriom kinomanów:
-wielbicielom filmow kostiumowych i seriali historycznych BBC,
-fanom Fiennesa i Heleny Bonham Carter,
- wiernym czytelnikom Dickensa, ktrórzy chcą ten film dołączyć do kolekcji obejrzanych adaptacji.
Podpisuję się obiema rękami :) Drugoplanowe postacie (i nie tylko wymienieni przez Ciebie, ale jeszcze np. Olly Alexander), kostiumy >> bardzo dobre. Natomiast do głownych bohaterów mam identyczne spostrzezenia. Dodatkowo koleś grający Pipa cały czas wyglądał jakby miał się rozryczeć (to że popłakiwał w kilku scenach to juz pomijam, chodzi mi o jego spojrzenie). Miałam wrażenie, że jest totalną dupą życiową :P
z tym, że zaznaczam, iż nie czytałam książki, możliwe że jego postać miała być wykreowana właśnie na taką fajtłapę.
Książkę przeczytałam zaraz przed obejrzeniem filmu. Zgadzam się co do opinii o odtwórcach głównych ról. W książce Pip momentami mnie denerwuje (to jak odnosi się do Joe`go gdy jest już w Londynie itp.) , ale to wynika ze sposobu przedstawienia postaci, stoją za tym zachowaniem określone emocje. W filmie natomiast denerwowała mnie sztywność tej postaci. Jeremy Irvine nie ukazuje emocji potrzebnych do właściwego odebrania postaci Pipa. Film nie był tragiczny,ale myślę,że najpierw warto zapoznać się z dziełem literackim,w którym mamy dobrze,ciekawie poprowadzone wątki drugoplanowe i humor Dickens`a.